Jak powstała „Gra w kapsle czyli autolustracja dziecka PRL-u”…

– Skąd pomysł napisania takiej książki?

W pewnej chwili zaczęłam zbierać materiały o PRL-u. Pierwszych kilka kartek wyrwałam z jakiegoś czasopisma dla kobiet. I tak sobie zbierałam te materiały przez kilka lat na zasadzie: „O, ale fajne, może mi się kiedyś przydać”. A potem zaczął kiełkować pomysł. W końcu kto ma pisać o dzieciach PRL-u jak nie osoba sama będąca dzieckiem PRL-u? Tym bardziej, że aura wokół tego okresu w naszej przeszłości robiła się wręcz duszna. I w pewnym momencie pisanie tej książki stało się dla mnie formą terapii. A na dodatek świetnie się przy tym bawiłam.

– Czy czujesz szczególny sentyment do czasów PRL –u?

Oczywiście. Kto nie czuje sentymentu do czasów własnego dzieciństwa?

Z perspektywy bycia dzieckiem wszystko postrzega się inaczej. Trudności, które nam wtedy towarzyszyły schodza niejako na drugi plan, bo tak jak wszystkie dzieci lubiliśmy się bawić i wygłupiać, i z całą pewnością nikt z nas wtedy nie wpspółpracował z żadnymi służbami. Raczej bawiliśmy się wtedy w Czterech Pancernych (i psa), Janosika i Hansa Klossa.

– Na ile historie pisane w książce pochodzą z twojego życia, a na ile są historiami „zapożyczonymi”? Jeśli zapożyczałaś, to skąd?

Żyjąc w PRL-u miałam uszy i oczy szeroko otwarte. Zawsze uwielbiałam obserwować ludzi i sytuacje. Mam wrażenie, że chłonęłam wszystko jak gąbka – jak leci i nie oceniając. W książce zawarłam przeżycia kolegów i koleżanek z podwórka i ze szkoły, a także sporo własnych doświadczeń. Zależało mi przede wszystkim na stworzeniu zbiorowego portretu pokolenia dzieci lat siedemdziesiątych Polski Ludowej.

– Jak długo zbierałaś materiały do książki?

Jak już wspomniałam, było to ładnych kilka lat. Naprawdę intensywnie robiłam to w czasie, gdy już pisałam książkę. Zastanawiałam się, czego potrzebuję, typowałam tytuły prasowe i przez dwa miesiące siedziałam po kilkanaście godzin tygodniowo w Bibliotece Raczyńskich w Poznaniu szukając dokładnie tego, co miałam na myśli. Wykorzystane we wkładce rysunki pana Lewińskiego pamiętałam jeszcze ze „Świata Młodych” –  już wtedy były wyjątkowo trafionymi komentarzami do polskiej rzeczywistości i okazuje się, że po tylu latach nadal są aktualne.